Wybierając się na Maderę, jak zwykle, obrałam bardzo konkretne i poważne plany zwiedzania wyspy. Przewertowałam kilka przewodników, przeczytałam relacje na blogach, śledziłam krótkie relacje video. Jeszcze podczas lotu, błądząc palcem po mapie, układałam w głowie całą trasę, zapamiętując najważniejsze miasta – drogowskazy. I prawie udało nam się zrealizować ten ambitny plan. Prawie, bo kiedy po wejściu do naszego pokoju w hotelu, zobaczyliśmy zapierający dech w piersiach widok na ocean i zielone zbocza gór w oddali, stwierdziłam, że trochę odpuszczam.
Jak wybrać dobry hotel w Funchal?
Wybraliśmy 5 gwiazdkowy Pestana Casino Park Hotel. Przeważyły trzy argumenty. Po pierwsze, położenie. Właściwie w samym centrum. Nie interesowało nas leżenie plackiem na basenie, chcieliśmy jeść, pić i kręcić się po Funchal, jak i całej wyspie. Dlatego umiejscowiliśmy się idealnie – 10-minutowy spacer przez piękny Parque de Santa Caterina położony na wzgórzu, gdzie wieczorami odbywały się koncerty jazzowe, stał się naszą stałą trasą i za każdym razem lądowaliśmy w innym miejscu Funchal.
Po drugie, architektura. Jako fani architektury modernistycznej nie mogliśmy przejść obojętnie obok hotelu zaprojektowanego przez sławnego brazylijskiego architekta Oscara Niemayera. I po trzecie, stosunek jakości do ceny. Czyli współczynnik, który na Maderze niemal zawsze wypada bardzo korzystnie.
Funchal – położenie i turystyczne rejony
Stolica wyspy – Funchal, to spore miasto, które „rozlewa” się na wzgórzach opadających do oceanu. Ze względu na położenie wybranego hotelu, podzieliłam miasto na część po wschodniej i zachodniej stronie naszego obiektu. I tak większość hoteli znajduje się w dzielnicy Lido, ciągnącej się na zachód, stosunkowo nowej i wciąż rozwijającej się w całą infrastrukturę turystyczną. Wspinając się drogą biegnącą wzdłuż brzegu oceanu, po kolei mijamy większość obiektów, zamieszczonych w folderach biur podroży. Wszystkie hotele prezentują wysoki poziom i funkcjonalną, miejscami raczej bezduszną architekturę, ale jest wśród nich jeden, który zasługuje na uwagę i wyróżnienie.
Ta perełka to hotel Belmond Reid’s Palace, zawieszony na ogromnej skarpie, na zboczach której, powstał zachwycający ogród, spływający egzotycznymi gatunkami roślin, aż do oceanu. Ulubiony hotel wielu znanych osobistości, a przede wszystkim Winstona Churchilla, codziennie popołudniami zaprasza na tradycyjną Afternoon Tea. Nie jest to tania atrakcja (ceremoniał kosztuje 34,50 Euro/osobę), ale spektakularny widok z tarasu i smak tradycyjnych sconesów z dżemem, zamyka usta nawet największemu skąpcowi. Spacerując po ogrodach hotelowych obiecaliśmy sobie, że jeśli kiedykolwiek wrócimy na Maderę, to wyłącznie do Belmond Reid’s Palace!
Eleganckie centrum i targ Mercado dos Lavradores
Kierując się w prawą stronę, wzdłuż Avenida Arriaga, dotrzemy do centrum, którego początek wyznacza rondo. Tuż za rondem, sznur charakterystycznych żółtych taksówek ustawionych wzdłuż parku prowadzi do katedry Se, osobliwego przykładu połączenia stylu gotyckiego z mauretańskim.
Zwróćcie uwagę na motywy, związane z historią wyspy i jej poszukiwaczami przygód, spróbujcie odnaleźć kotwice, ryby, ptaki i inne motywy zwierzęce. A teraz odwróćcie się, żeby podziwiać charakterystyczny budynek Banco de Portugal i pomnik Joao Gonçalves Zarco, odkrywcy i założyciela miasta Funchal.
Przy katedrze Se odbijamy w lewo, gdzie lawirując po wąskich uliczkach (z obowiązkowym przystankiem na Bolo do Caco), trafiamy do ruchliwej ulicy Rua do Visconde de Anaida. Naprzeciwko wyłania się niepozorny budynek Mercado dos Lavradores, czyli sławny targ, punkt obowiązkowy każdej wycieczki do Funchal.
Do tego miejsca, mieliśmy dość specyficzny stosunek. Rozpoczynając zwiedzanie od wysławianych stoisk z owocami i warzywami na górze, zraziliśmy się po pięciu minutach dreptania w tłumie turystów, przystawających co krok z aparatem w dłoni. Zmęczyły nas i złościły nagabywania sprzedawców i kosmiczne ceny. Szybko znaleźliśmy się na dole, gdzie razem z lokalsami, mogliśmy przebierać w może mniej imponujących, ale o wiele tańszych stosach marakui w rożnych wydaniach, małych bananów prosto z miejscowych plantacji i słodkich zielonych pomidorach. Jako, że oboje z owoców najbardziej lubimy mięso, szczególnie interesowały nas małe sklepiki z piękną wołowiną i półtuszami wiszącymi na hakach. Zresztą nie tylko nas.
Targ rybny – musicie to zobaczyć!
Na tyłach Mercado wkraczamy w świat bogactwa wód oceanicznych – tutaj znajduje się sławny targ rybny. Od razu zwracamy uwagę na to, że na wielkiej hali wypełnionej ladami z ogromnymi tuńczykami, małżami, kalmarami, krewetkami oraz sardynkami, w ogóle nie czujemy charakterystycznego rybiego zapachu. Cały asortyment musi być bardzo świeży i bardzo dobrej jakości. Groźnie wyglądający, ogromni faceci, w gumowych fartuchach, wymachując nożami wskazują na piękne białe mięso espady (pałasza) – tutejszej dumy, czyli ryby głębinowej, żyjącej wyłącznie w dwóch miejscach na ziemi – u wybrzeży Japonii oraz właśnie w wodach opływających Maderę.
Ja zostaję wielką fanką dostępnych tutaj lapas, czyli skałoczepów – skorupiaków, które wjeżdżają na stół prosto z pieca jeszcze skwierczące, w małych naczyniach wypełnionych oliwą, czosnkiem i pietruszką. Coś pięknego!
Mercado dos Lavradores było też naszym nr 1 na popularną biccę (czyli espresso) i najlepszą ponchę, przygotowaną ze świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy i mandarynek i miejscowego, cholernie mocnego rumu. Podglądanie mieszkańców Funchal, robiących zakupy na targu i słuchanie pięknie plączącego się portugalskiego utkwiło mi w głowie, jako jedna z pocztówek z Madery.
Klimatyczna Zona Velha i jej niezwykłe drzwi
Tuż za budynkiem targu wkraczamy w najstarszą część Funchal, czyli Zona Velha. W tym miejscu uderza ogromna przepaść między dzielnicą hotelową Lido pełną strzelistych, jasnych i odrestaurowanych willi i budynków mieszkalnych, a niską, zniszczoną i daleką od pojęcia „ekskluzywna”, częścią Starego Miasta.
Przeciskając się jego wąskimi uliczkami, zauważamy, że władze miasta skromnymi nakładami próbują rewitalizować tę historyczną część Funchal. W ramach tych działań, na najstarszej Rua de Santa Maria drzwi charakterystycznej zabudowy stały się artystycznymi projektami lokalnych grafików i malarzy (projekt „Sztuka Otwartych Drzwi”). Oryginalny pomysł Hiszpana Jose Maria Montero, jak i zagłębie najlepszych knajp z miejscowymi specjalnościami, ukryte właśnie na Rua de Santa Maria przyciągają tłumy turystów. To w jednym z tutejszych barów próbowaliśmy cholernie mocnego rumu aguardente w kilku odsłonach i daliśmy się nabrać na „lekki koktajl” (a właściwie kilka).
Kolejką na wzgórze Monte
Na szczęście tego dnia odpuściliśmy pomysł wycieczki kolejką Teleferico na wzgórze Monte, królujące nad miastem. Wróciliśmy tam ostatniego dnia, w melancholijnym nastroju, jaki dopada ludzi, kończących bardzo udane wakacje. Przez nowoczesny budynek kolejki, położony w pobliży Zona Velha, przewalają się tłumy turystów, ale jakimś cudem nikt nie stoi w długich kolejkach. Wjazd na wzgórze kosztuje 10 Euro (w obie strony), a bilety można kupić zarówno w kasach, jak i kilku automatach – polecam!
Atrakcja zachwalana przez innych turystów, na nas niestety nie zrobiła tak wielkiego wrażenia. Po wycieczkach wąskimi serpentynami lasów wawrzynowych i paru przygodach pt. „nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, ale pięknie tutaj” ogrody na wzgórzu Monte wydały nam się po prostu ładne. Bez efektu WOOOW.
Carreiros i wycieczka z duszą na ramieniu
Jednak to właśnie na tym wzgórzu odnajdziecie zdecydowanie największą atrakcję Funchal – wiklinowe sanie, które dawniej służyły do transportu wypoczywających na wzgórzu kuracjuszy, a obecnie stanowią rozrywkę dla turystów o mocnych nerwach. Przez pół godziny staliśmy w grupie carreiros, czekających na klientów i gapiliśmy się na ich niesamowite buty. Rozpędzone siłą nóg sanie, jadą krętymi i wąskimi uliczkami w dół z taką prędkością, że zabrakło nam odwagi, aby do nich wsiąść. Fascynował nas jednak sposób, w jaki „wózkarze” pozostają z całym kręgosłupem, a turyści z podwyższonym poziomem adrenaliny, cali i zdrowi wysiadają z sań.
Avenida do Mar – reprezentacyjny bulwar Funchal
Po zjechaniu kolejką, lądujemy niemalże nad brzegiem oceanu, przy którym ciągnie się szeroka nadmorska promenada Avenida do Mar. Stojąc przodem w kierunku oceanu, kierując się bulwarem na wschód, z daleka rozpoznamy słynny żółty budynek twierdzy Fortaleza de São Tiago, w której obecnie znajduje się Muzeum Sztuki Współczesnej (omijamy je, głównie ze względu na cenę biletu i totalne pustki dookoła). Twierdza robi na nas bardziej wrażenie estetyczne – jej intensywny żółty kolor niesamowicie współgra z granatowym odcieniem oceanu i lekką, ledwo widoczną bryzą.
Po wysiadce z kolejki, kierując się na zachód mijamy wypielęgnowane przestrzenie miejskie z intrygującymi elementami sztuki współczesnej i oczywiście marinę z restauracjami, serwującymi świeże ryby i owoce morza. To tutaj również możemy podziwiać ogromne statki pasażerskie zawijające do portu podczas rejsów po Wyspach Kanaryjskich czy Azorach i te udające się dalej, aż do Ameryki.
Premenada Avenida do Mar miała dla nas jeszcze jedną, wielką atrakcję – niespodziankę. Przez cały czerwiec, w każdą sobotę wieczorem, w zatoce przy porcie odbywa się pokaz fajerwerków. Jest hucznie, na bogato, a światło fajerwerków odbijające się w tafli oceanu jest jak obraz żywcem wyjęty z całkiem niezłej komedii romantycznej. Po raz kolejny położenie naszego hotelu okazało się strzałem w dziesiątkę – mogliśmy podziwiać show sącząc rum na balkonie lub na tarasie hotelowego baru.
Odkrywanie azulejos i stąpanie po mozaikowych chodnikach Funchal
Najzwyklejszy spacer uliczkami Funchal to dla mnie za każdym razem głębokie przeżycie estetyczne. Mozaikowe chodniki ułożone z bazaltu i wapienia zachwycają kunsztem i dokładnością wykonania, pięknie zdobione kamienice z okiennicami w stonowanych barwach, otoczone egzotyczną zielenią, sprawiają, że chcę się do nich natychmiast wprowadzać. Większość z nich zaprasza na podwórka szeroko otwartymi drzwiami. Warto tam zajrzeć, jeśli dopisze Wam szczęście, na ścianach znajdziecie charakterystyczne azulejos, ułożone w tysiące różnych motywów.
Do tego pachnące słońcem i solą morską powietrze, stare szumiące palmy i niespieszne tempo wakacyjnego życia. I jest tylko jedna rzecz, której brakuje mi tutaj do pełni szczęścia. To jednak temat na kolejną lekturę.
Na pewno jest co oglądać, a miasto rzeczywiście wyglada eleganckoTen targ rybny to miejsce dla mnie
Piszesz zwięźle, ciekawie,prawdziwie. Do tego masz oko fotograficzne. Dobre, często niestandardowe ujęcia. Dziękuję za przyjemność czytania i oglądania
Artur