Przyciągają mnie kolory, nie radzę sobie łatwo z szarością naszego pięknego kraju i dlatego tak uwielbiam te wyprawy na jasne, barwne, piaskowe, miejscami pstrokate południe Europy. Wiem, Wy też tak macie! Jest nas dużo i musimy trzymać się razem. Spieszę więc poinformować, że na zachodnim wybrzeżu Sardynii znalazłam najbardziej kolorowe miasteczko, jakie moje oczy do tej pory widziały. I najbardziej turkusowy ze wszystkich turkusów świata. Sardynia, którą poznałam to rajski ptak, pawie piórko, tęcza. Spełniony sen impresjonisty.
Wystarczy opuścić stare mury Alghero i wskoczyć na drogę SP49. Pięciominutowy przejazd przez włoskie suburbia i zaczyna się! Filmowy krajobraz asfaltowej nitki rzuconej na skaliste, bazaltowe wybrzeże, o które, tuż pod nami, uderzają malachitowe fale Morza Śródziemnego. Panoramiczna trasa Alghero-Bosa znana jest jako jedna z najpiękniejszych w Europie i absolutnie się pod tym podpisuję! Proponuję też nie śpieszyć się zbytnio podczas tej wycieczki. Zatrzymajcie się w paru punktach widokowych i zróbcie nieprzyzwoitą liczbę zdjęć. Otwórzcie okna i wsłuchajcie się w nieznośnie głośne cykady (to chyba oksymoron!). Szczęściarze wypatrzą na niebie rzadkiego sępa płowego, który właśnie tu, znalazł swoje miejsce na ziemi.
Nasza nawigacja płata figle, wjeżdżamy do Bosy od strony morza, lądując przy plaży w dzielnicy Bosa Marina i kręcimy głowami w poszukiwaniu słynnej kolorowej zabudowy. Pstrokatych domków brak, jest za to prawdziwa włoska gellateria, z wiekową właścicielką sprawnie obsługującą ogromny ekspres do kawy. W Bar Gelateria da Caterina zamawiamy espresso i najlepsze lody jakie do tej pory jadłam we Włoszech – jogurtowe ze słonym pecorino i orzeźwiające kulki o smaku owoców mirto, przypominających nasze jagody. Po krótkim odpoczynku od prażącego slońca czeka nas jeszcze trochę krążenia po dziurawych drogach na przedmieściach, by wreszcie przekroczyć kamienny most na rzece Temo, prowadzący do dzielnicy Sa Piatta.
Temo to jedyna spławna rzeka na Sardynii, miasto było zatem przez wieki prężnie rozwijającym się ośrodkiem handlu. Nad nami, na samym szczycie góruje siedem wież zamku Castello Malaspina, zbudowanego przez włoski ród Malaspinów, następnie przejętego przez Aragończyków. Roztacza się z niego przepiękny widok na kolorową, kaskadową zabudowę miasteczka, oplatającą zamkowe wzgórze. Na szczyt, z dzielnicy Sa Costa, prowadzi 111 kamiennych schodów otoczonych drzewkami oliwnymi i figowcami. Dla mnie to punkt obowiązkowy wycieczki, choć w 34 stopniowym upale pokonanie każdego kolejnego schodka wydaje się nadludzkim zadaniem. Zaplanujcie sobie sporo czasu na wędrówkę po gąszczu kolorowych uliczek dzielnicy Sa Costa. Zupełnie pochłonęła nas jej fascynująca architektura (jak oni wnoszą meble do tych maleńkich kamieniczek?), feeria barw na fasadach, okiennicach, schodach i cisza odpoczywającego miasteczka (wybraliśmy się tam w środku dnia, a jakże!). Być może dopisze Wam szczęście i na progu barwnych domków spotkacie ubrane na czarno hafciarki, tutejsze artystki.
Bosa to miasteczko rzemieślników, ludowych artystów znanych na całej wyspie. W tutejszych warsztatach powstają rzeźby w drewnie, a w małych zakładach jubilerskich znajdziecie przepiękną biżuterię wytwarzaną z cieniuteńkich, złotych lub srebrnych drucików, są też typowe dla tego regionu ozdoby z korala.
Z dzielnicy Sa Costa wędrujemy w dół, płynnie przechodząc w część Sa Piana. Jej serce stanowi reprezentacyjna ulica Corso Vittorio Emanuele. To również najbardziej turystyczna ulica Bosy, bez problemu znajdziecie tu przyjemne trattorie, pizzerie, kawiarenki. Część z nich działa również podczas sjesty i tego dnia, mały stolik w cieniu, na którym za chwilę wylądowała butelka zmrożonej wody, uratował nam życie. Corso Vittorio Emanuele otaczają zdobne, eleganckie domy dawnych patrycjuszy, a przy końcu ulicy wyrasta nagle ogromna Cattedrale. Wyobrażam sobie jak gwarnie i ciekawie musi wyglądać ta część Bosy wieczorami, kiedy mieszkańcy całymi rodzinami wylegają na spacery, a huk kościelnych dzwonów rozbija się o kolorowe fasady domów.
Po drugiej stronie rzeki Temo czeka kolejny zachwyt. Najlepiej jednak podziwiać go najpierw z przeciwnego brzegu, dokładniej z ulicy Lungotemo, otoczonej szpalerem strzelistych palm, a następnie przekroczyć Ponte Vecchio, aby bliżej przyjrzeć się charakterystycznym budynkom dawnych garbarni. Te reprezentacyjne, odnowione budynki stanowiły niegdyś największą chlubę miasteczka. Tradycje garbarskie w Bosie sięgają czasów starożytnego Rzymu. Prężnie rozwijające się rzemiosło rozsławiło całe miasto – od połowy XIX, przez niemal sto lat, Bosa zaopatrywała cale Włochy w skóry najwyższej jakości. Obecnie, w jednym z budynków znajduje się oczywiście Muzeum Garbarstwa.
Jeśli planujecie podróż w okolice zachodniego wybrzeża Alghero, wpiszcie Bosę jako punkt obowiązkowy wycieczki. Leniwy, letni dzień spędzony pośród tej feerii barw to jak połknięcie naturalnej pigułki szczęścia. Zjedźcie lody we wspomnianej kawiarni da Caterina i pizzę al taglio u Giovaniego, pokręćcie się po miasteczku bez celu, nienachalnie zaglądając przez otwarte drzwi do wnętrz kolorowych kamienic. Jeśli nadmiar wrażeń wizualnych, spowoduje zawroty głowy, w drodze powrotnej zalecam kąpiel w morzu. Najlepiej na uwielbianej przez miejscowych plaży Cumpultittu.